poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 13

O ja, ale mnie głowa napierdziela, gdzie do cholery jestem?! I co razem ze mną robi Leon. OOOOO NIEEEEE! To nie możliwe. Co ja najlepszego narobiłam??? Szybko wyszłam z... wanny i ubrałam jakiś dres. Nie wiedziałam co z tym fantem zrobić poszłam pobiegać. Po 15 km już miałam dość i wróciłam do domu z nadzieją, że Leo już wyszedł, bo zrozumiał, że to nie było zachowanie w moim stylu. Gdy weszłam do środka na moje szczęście było pusto. W kuchni na stole znajdował sie jedynie skrawek papieru. Było na nim napisane:

Dziękuję za wspólnie spędzona noc. Było zajebiście. Musimy to powtórzyć.    J

To koniec, totalna masakra, on myśli, że ja to zrobiłam umyślnie. Mam przesrane.
Najgorsze jest to, że dokładnie miesiąc temu nijaki Liam mnie rozdziewiczył ( i jednak Chwała mu za to, bo jednak gdzieś podświadomie pragnęłam, by on to zrobił). Opanowała mnie totalna niemoc i chyba na jakieś 30 minut wpadłam w depresje. Ale po tym dziwnym momencie ocknęłam się i postanowiła, że zakończę ten niby "związek" z połowicznym Hiszpanem. Szybko sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Po paru sygnałach oczekiwania odebrał:
- No siema kotecku- wypowiedział te słowa, a mnie juz zemdliło, kto mówi kotecek???
- No hej, słuchaj musimy się spotkać.
- No oczywiście, z tobą o każdej porze dnia i nocy. Ale powiedzmy, że dziś zabieram cię w wyjebane w wszechświat miejsce.
-Ale....
- Żadnych ale, podjadę po ciebie o 22:45. To para ver kotecku.

Rrrr, ale on mnie irytuje z tym koteckiem. Gdzie on mnie zabiera, pewnie, gdzieś na jakiejś totalne odludzie. Pewnie myśli, że pobawimy się w Tarzana, albo " Patrz urodziłem się w buszu, jestem małpa". Mnie nie pociąga Miś Jogi. Albo.... jak pojedziemy gdzieś do lasu to może spotkamy gdzieś Godzillę i może akurat będzie głodna i go zje?? Haha jestem wredna, ale cóż jeden problem z głowy i japońska maskotka będzie rzygać. Cóż zobaczymy.

Liam:

Ciekawe co teraz porabia, czy myśli o wczorajszej sytuacji? Co zrobić? Dać jej trochę czasu? Chyba tak zrobię. Zajebiście jeszcze tego mi brakowało, nawijam sam do siebie. Od rana chłopaki nie dają mi żyć, tylko zadzwoń, zadzwoń, wytłumacz, porozmawiaj, będzie ok. I cały czas tak samo, nawet nie mogę zjeść normalnie śniadania. Jak jeszcze któryś raz mi wyskoczy ze swoja złota myślą to obiecuję, że zdzielę każdego porządnie w łeb patelnią..... No doba Lou ominę, bo jako jedyny się do mnie nie odzywa, zapewne dlatego, ze narodziła się miedzy nim a Caroline jakaś zasmarkana relacja. Dosłownie obydwoje mają katar i co chwilę muszę im przynosić nowe opakowanie chusteczek, co oni je żrą czy co??

- Ejjj, Lou. Prowadzisz dialog wewnętrzny w tej swojej pustej mózgownicy czy co?- i odezwał się Harry. JA zaraz z nimi nerwowo nie wytrzymam.
- Proszę, nie odzywaj się teraz bo nie ręczę za siebie!
- Oksy. Nie denerwuj się tak. Ja tylko chciałem powiedzieć, że na pewno się martwi i wszystko będzie po staremu.
- Uhu, o mnie martwi się jedynie ubezpieczyciel. Koniec tej rozmowy idę zjeść na miasto, bo zaraz wykituje.

Hazza jest naprawdę jebnięty, bo gdy za wyszedłem z kuchni zaczął śpiewać
Do You Want To Build A Snowman

Uśmiechnąłem się gdy śpiewał:Do you wanna build a snowman?
Come on let's go and play
I never see you anymore
Come out the door,
It's like you've gone away
We used to be best buddies
And now we're not
I wish you would tell me why
Do you wanna build a snowman?
It doesn't have to be a snowman